03.03.2014 14:37
Śląski Olsztyn
Nerwowe oczekiwanie na sobotę. Prognozy różnie
zapowiadały przebieg wydarzeń, jedne mówiły, że będzie
ładnie, inne wspominały o deszczu. W piątkowy wieczór
zaczęło trochę kropić, ale ku naszej wielkiej radości w sobote
wita nas piękne słońce i nie ma śladu po deszczu. Trasa jest już
przygotowana. Ubieramy się, odpalamy sprzęta i z uśmiechem na
ustach ruszamy przed siebie, ku kolejnej przygodzie:)
Tym
razem czeka nas dość sporo atrakcji. Część z nich jest nam znana,
a część zobaczymy pierwszy raz. Mimo słonecznej pogody i
temperatury na poziomie 10 C czujemy lekki chłodek. Jedzie się
dobrze i przyjemnie. Po ok. 40 kilometrach robimy pierwszy
postój na rynku w Siewierzu.
Siewierz podobnie jak Olkusz jest przez nas bardzo lubiany:) Miasto prawa miejskie otrzymało w roku 1276 i dzięki długiej historii może pochwalić się kilkoma ciekawymi zabytkami. Poza sympatycznym rynkiem znajdziemy tu również kamienice mieszczańskie z XVIII w. Jest też Biedronka (o której ostatnio znów głośno), w której kupujemy śniadanie oraz picie na drogę. Lokujemy się na ławce i jemy. Po krótkiej chwili idziemy w stronę dawnego dworku z przełomu XVIII/XIX w. oraz zamku biskupów krakowskich (XIV w). Ostatni raz zamek odwiedziliśmy w roku 2012 i od tamtej pory nic się za bardzo nie zmieniło, jak stał tak stoi:) Obok wybudowano duży plac zabaw, co trochę pozbawiło otoczenie zamku dawnego klimatu. Robimy kilka zdjęć i spacerkiem wracamy na rynek, gdzie czeka nasz okręt.
Obieramy kurs na Koziegłowy a następnie na Poraj. W Kozichgłowach robimy przerwę na zwiedzenie rynku, który w roku 2011 przeszedł rewitalizację. Zachował się pierwotny XIV-wieczny układ rynku. Krótki spacer, sesja fotograficzna i lecimy dalej nad jezioro Porajskie. Zbiornik Poraj został utworzony jako zbiornik zaporowy na Warcie w roku 1978. Jest to największy zbiornik w rejonie Częstochowy, a co za tym idzie miejsce nad które ściagają turyści z całej okolicy. W sezonie spotkamy tu amatorów kąpieli, windsurfingu a także wędkarzy. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Słońce świeci, ładna pogoda a ludzi brak. Trochę to dziwne. Dopiero po chwili dociera do mnie fakt, że przecież mamy dopiero początek marca… Przez krótką zimę i wcześnie rozpoczęty moto sezon jestem trochę przestawiony i wydaje mi się, że mamy już kwiecień albo maj:) tylko jakoś tak mniej zielono:) Kolejny raz, takie zaskoczenie spotyka nas już w docelowym miejscu naszej wycieczki – Olsztynie. Słysząc Olsztyn, zapewne każdy ma na myśli stolicę województwa warmińsko-mazurskiego, a nie miasto na szlaku orlich gniazd. Tymczasem na Śląsku, też mamy swój Olsztyn i wcale nie gorszy od tego północnego :) Pierwszą atrakcją jest rynek po rewitalizacji za kwotę ponad 5 mln zł. Wszystko ładnie, pięknie tylko dlaczego na środku rynku jest lodowisko? Znów zapomnieliśmy, że cały czas mamy zimę, choć tafla bardziej przypomina basen niż lodowisko. Zatem parkujemy pod lodowiskiem i zaczynamy zwiedzanie. Wkoło dużo motocyklistów. W oddali słychać sporty wkręcane pod górna kreskę obrotomierza. Kiedy spojrzymy nieco wyżej dostrzeżemy górujący nad miastem zamek królewski wybudowany przez Kazimierza Wielkiego w latach 1349-59. Ku naszemu zdziwieniu przy wejściu nikt nie sprzedaje bilecików, więc wejście mamy darmowe. Zamek malowniczo położony na wzgórzach jest trochę męczący, jeśli spacerujemy w moto ciuchach, ale jesteśmy twardzi i nie marudzimy. Z daleka wieża z dobudowaną górną częscią przypomina trochę komin jakiejś fabryki. Zapewne wpływa na to fakt, iż wieża budowana z białego kamienia, górę ma z czerwonej cegły. Takie właśnie kolory zazwyczaj występują na fabrycznych kominach. Spacerujemy po obszernym terenie, który kiedyś zajmował zamek. Mimo iż do naszych czasów przetrwało niewiele, pozostałości robią wrażenie.
Po opuszczeniu zamku, nasze kroki kierujemy do położonej nieopodal karczmy, którą tak naprawdę jest odnowiony spichlerz galeriowy z 1783 roku. Tutaj czeka nas kolejna sesja fotograficzna. Ku wielkiej radości żonki jest tu też duża, drewniana huśtawka:) I w ten sposób powoli dzień nam się kończy, więc po huśtaniu czas powoli wracać do domu. Droga powrotna to lekko ponad 80 km, które przejeżdżamy już tylko z przerwą na tankowanie (cały luty przejeździłem na jednym zbiorniku :) ) Po uzupełnieniu płynów przez moto możemy już leciec prosto do domku. Wycieczkę kończymy z przebiegiem 155 km, i mimo że trochę nas przewiało jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni. A jak Wam udał się pierwszy weekend marca? LwG!
Komentarze : 4
Darek.. : paliwozernosci? hmmm:), srednio ok. 5,25 L/100 km, natomiast na trasie podczas wiekszych wyjazdow zawsze schodzimy na 4,75l. Wydaje mi sie, ze to calkiej dobry wynik, przy 2 osobach i predkosci 120-140 km/h. Z mojej strony goraco zachecam do przesiadki :)
Kolego ile Ci ta VFRka spala podczas takich wycieczek ? Sam mam ochote przesiąść się na takie moto a większość opini mówi o paliwożerności tego modelu.
EasyXJRider: Niestety z plastikami już tak jest:) Wszystko fajnie, dopóki nie zaliczymy jakiegoś szlifa...
Staram się mimo trochę popsutego humoru (w tym tygodniu mam 'nocki', których nie lubię..., ale cóż - robić trzeba:) )
Pierwszy weekend marca? A, daj spokój... Cztery panele owiewek, jakie dokupiłem do Gixa w miejsce potrzaskanych, okazały się wykonane z jakiegoś poliolefinu i odlazła mi z nich podkładówka. Właśnie jestem po zeskrobywaniu i zamawianiu podkładu zwiększającego przyczepność.
Cieszę się, że się coraz bardziej rozpisujesz.
Archiwum
Kategorie
- Inne (4)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (34)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)