23.04.2014 16:47
Przygoda z BMW
Wszystko zaczęło się od tego, że przeglądając zasoby internetu natrafiłem na informację o dniach otwartych w salonach BMW. Wchodzę na harmonogram i patrzę na daty oraz miasta. Najbliższy weekend w Krakowie. Może być, zrobi się fajną wycieczkę. Teraz jeszcze tylko napisanie mejla z zapytaniem jak to wygląda od storny technicznej, tzn. czy jest jakaś kaucja, czy mogę z pasażerem, ile trwają jazdy oraz najważniejsze – jakie modele są dostępne. Elektroniczny list poszedł w świat, a ja czekam na odpowiedź. Czekam i czekam. Minął prawie tydzien i już zwątpiłem, aż tu nagle jest. Na początku zostaję przeproszony za tak długą zwłokę, ale jest ogromnie duże zainteresowanie i stąd takie zamieszanie.
Zatem kaucji brak, mogę jechać z Kurczakiem, potrzeba moto
strój oraz dwa dokumenty, jazda trwa ok. 1 godz.. Luz.
Ostatnie zdanie mnie trochę zasmuciło. Okazało się, że dostępne
są wszystkie modele poza S1000RR.
Szczerze mówiąc
właśnie na ten model miałem chrapkę. Pomyślałem, że skoro nie ma
RR to nie będzie i S1000R, więc wybór padł na inne
sprzęty. Podczas ubiegłorocznej wizyty w BMW Welt w Monachium
mogliśmy podosiadać kilka modeli i chętnie pojechałoby się na
każdym, ale trzeba wybrać. Dobra, bierzemy K1300S. Zostajemy
umówieni na sobotę o 12:00.
W końcu jest. Sobota. Znów dajemy zarobić Stalexportowi i lecimy A4. Pogoda zachmurzona, chłodno, ale najważniejsze, że nie pada. Z topografią Krakowa jest u mnie dość słabo, ale po analizie street view w googlach udaje mi się trafić pod sam salon, który schowany jest za stacją BP:)
Jesteśmy po 11:00, więc mamy trochę czasu wolnego. Wchodzimy do salonu zobaczyć co tam będzie ciekawego, ale stoi tam tylko kilka modeli. Jest za to darmowa kawka, więc zamawiamy dwie sztuki. Potem przechodzimy do papierków. Ksera dowodu i prawa jazdy, podpisanie umowy i tutaj miła pani z uśmiechem na ustach mówi, że jest jeden haczyk – szkody do 5 tyś. zł pokrywami sami. Aha. Super:) Jeździ się w grupie, którą prowadzi jeden z pracowników. Powolutku grupki zaczynają się zjedżdżać. Oglądamy sprzęty. Tutaj połamane handbary, tam ułamana klamka sprzęgła, tam znów skrzywiona dźwignia zmiany biegów, no no jest wesoło. Mechanicy szybko zabieraja się za wymianę i naprawę. Kiedy nasza grupa już się zbiera i zaczyna się odprawa dowiadujemy się, że z 30 motocykli które zaczynają tournee po Polsce, do ostatniego salonu trafi może 6, bo reszta będzie już roztrzaskana. Dlatego nie ma S1000RR. Polska :)
Z mocą 175 KM trafiamy do grupy ‘szybkiej’, którą prowadzi S1000R (jak się potem okazało jednak ktoś na nim jechał, więć chyba był dostępny). Lekki stres, jak to będzie. A co jak się zgubimy? Na szczęście nasza grupa liczy tylko 4 sprzęty. Dostaję kluczyki. Pierwsza myśl to zmiana ustawień zawieszenia. Wszak jest ESA II. Ustawiamy komfort i dwie osoby. Starter. Ładny dźwięk, przegazówka, jeszcze ładniejszy. Paliwo – jest pół baku, ok. Podchodzi do nas ‘szef’ który ustala grupy itp. Pyta czym jeździmy. Mówi nam, co mamy ciekawego, czyli m.in. ESA i chce zabierać się za ustawienie, ale mowię, że mamy już comfort i 2 osoby. Po tym pada stwierdzenie, że jednak odprawa nie jest nam potrzebna:) Na koniec wspomina nam jeszcze, że mamy tu quickshifter i biegi w górę możemy zmieniać bez sprzęgła oraz bez odejmowania gazu. O tym akurat nie wiedziałem:) Teraz jeszcze tylko podanie trasy w zarysie i odpalamy sprzęty. No to zaczynamy.
Pozycja bardzo zbliżona do naszej VFRki. Czuję się prawie jak u siebie, tylko wszystko zdecydowanie lżej chodzi :) nie mówiąc już o hamulcach. Lusterka ustawione, jedynka jedziemy. Masa, lekko ponad 250 kg, czyli tak samo jak u nas. Z tym nie ma problemu. Wyjeżdżamy na drogę i tu się zaczyna. Myślałem, że skoro jedzie z nami ‘opiekun’ to jazda będzie wolna i spokojna, żeby nikt nie skasował moto, a okazało się, że jest wręcz odwrotnie. Wskazania prędkościomierza szybko dochodzą pod 2 z przodu a opiekun nam po prostu odjeżdża:) Na światłach gubimy jednego gościa, który potem nie wyhamował zjazdu z autostrady i poleciał dalej. Czekamy na niego na stacji. Opiekun pyta jak jest, mówię że dobrze, ale po pierwsze jadę z pasażerem a po drugie nie mój moto, więc jadę trochę spokojniej niż reszta (czyli do ok. 180 km/h). W odpowiedzi uśmiech i stwierdzenie, że trzeba sprawdzić co sprzęt potrafi:) Zguba wróciła, więc lecimy dalej. Jedziemy zakopianką a potem przez mejscowe wioski i wioseczki. I tutaj trochę małe rozczarowanie. Ciężko cieszyć się sprzętem i jazdą skoro trzeba gonić opiekuna z prędkościami mocno większymi od tych, którymi na co dzień podróżujemy. Poza tym, jak to na wioseczkach, dużo winkli, tutaj żwir, tam piach, tam traktor itp. Na adrenalinę na pewno nie możemy narzekać. Podejrzewam, że w oczach mieszkańców siejemy lekki terror, kiedy cztery sprzęty gnają jeden za drugim na wysokich obrotach przez spokojne i ciche wioseczki. Potem znów zakopianka i A4. Tracimy opiekuna z widoku:) Trudno, szybciej nie jadę. Na szczęście zawsze doganiamy go na światłach. Jazda trwa na dobrę a tu nagle zapala się alarmowa kontrolka z żółtym trójkątem. Patrzę co się dzieje, uff, paliwo. Po chwili komputer wrzuca na wyświetlacz Low Fuel i zasięg na pozostałym paliwie. 50 km. Mam nadzieję, że mi wystarczy.
Gonimy się dalej, ale już wracamy. Liczby na wyświetlaczu szybko spadają. 49, 48, 47. Jak tak dalej pójdzie to zaraz będziemy pchać:) Jednak nam się udaję, i wracamy pod salon. Zaparkowanie. Gasimy silnik i schodzimy. Był czad. Pożegnanie i podziękowanie opiekunowi, wymiana wrażeń i jesteśmy wolni.
Ta godzina dała nam więcej adrenaliny, niż miesiąc naszych wycieczek, ale utwierdziło nas to w przekonaniu, że jednak w naszym przypadku liczy się co innego, niż tylko prędkość i slalomy między autami, w tym między policją :) Jeśli chodzi o same wrażenia z jazdy to tutaj same plusy. Mocny silnik. Świetne hamulce (Kurczak za każdym razem myślał, że nie wyhamujemy), dobra pozycja, miękko pracujące zawieszenie.
Tak oto kończymy naszą przygodę z BMW, licząc, że uda nam się jeszcze w tym roku pojeździć (w czerwcu Częstochowa i Gliwice). Pytam Kurczaka czy kupi mi BMW:) tylko 68 tyś :))
Jeśli chodzi o wrażenie ‘drugiego pilota’ to Kurczak narzekał na zjeżdżające stopy z podnóżków oraz ból rąk od ciągłego trzymania się, żeby nie spaść :)
Wsiadamy na moto i jedziemy pod Wawel. Pierwsza myśl. Czemu to nie hamuje? Czemu nożny hamulec chodzi tak ciężko? Przyspieszenie też nie to, hehe. Po chwili wszystko wraca już do normy. Parkujemy niedaleko zamku i idziemy trochę pozwiedzać. Kilka razy byliśmy pod Wawelem, ale nigdy nie wchodziliśmy do środka, więc tym razem postanowiliśmy zajrzeć co skrywają zamkowe mury. Zdobywamy zamkowe wzgórze i przechodzimy przez bramę. Idziemy na dziedziniec i podziwiamy słynne krużganki. Rozmiar i rozmach zamku robią wrażenie. Zaglądamy tu i ówdzie, robimy zdjęcia, podziwiamy liczne kwiaty posadzone obficie w różnych miejscach. Po krótkim odpoczynku wracamy do motocykla i kierujemy się w stronę domu z przystankiem nad Jeziorem Paprocańskim w Tychach. Tym razem, więcej było emocji niż atrakcji :), po 197 km meldujemy się w domu. LwG!
Komentarze : 2
I właśnie z powodu zjawisk tutaj opisanych, zdecydowanie preferuję samotne testowanie, gdzie sam wybieram trasę i tempo.
Super sprawa.Dostałem zaproszenie w zeszłym roku.Siedzielismy tam dwa dni :),objeżdziliśmy całą oferte testowa,wszystkie GS-y,K1600GT,C600,F800R,F800GT,R1200R i bóg wie co jeszcze.Też jeżdziliśmy w grupach,ale K1300S udało mi sie wyrwac w poniedziałek rano i wypadłem sam na autostradę.Fajnie szedł.Ale piorunujące wrażenie na mnie wywarła niesamowita kultura pracy 6-cylindrowego silnika K1600GT.Polecam Wam,jak będą w Gliwicach,ja na pewno przyjadę,bo ciekawi mnie R nineT i nowy konkurent mojego sprzęta,czyli S 1000 R. :)
Archiwum
Kategorie
- Inne (4)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (34)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)