27.03.2014 16:21
Powitanie wiosny
Muzyczka puszczona, herbatka zrobiona, można zasiąść za klawiaturą i popełnić kolejny blogowy wpis. Pierwszy wiosenny wpis. Czasem życie jest dla nas łaskawe i obdarzy nas np. dobrą pogodą w weekend. Tak było tym razem. Pierwszy wiosenny weekend przywitał nas pięknym słoneczkiem i temperaturą ponad 20 C. Nie pozostało nic innego jak zająć pozycję bojową za sterami naszego wahadłowca i ruszyć do boju!
Paliwko zatankowane pod sam korek, więc bez pit stopu na stacji lecimy do pierwszego punktu naszej trasy, jakim jest zalew w Wolbormiu. Tak naprawdę, to nie skręciłem w porę na Miechów i przejechałem skrzyżowanie, a że zalew jest tuż obok, wykorzystałem go jako punkt do zawrócenia i miejsce na krótką przerwę :) (żeby nie było, że zawsze tak idealnie nawiguję :P ). Brakuje jeszcze zielonej roślinności, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej.
Kilka zdjęć, parę łyków picia i możemy jechać dalej. Do Miechowa. Tutaj jest już nasz pierwszy właściwy punkt programu. Parkujemy na rynku, wystrzegając się parkingowych, którzy kasują opłaty. Kręcimy się trochę przy rynku, żonka odwiedza cukiernię i spacerkiem zmierzamy w stronę modrzewiowego dworku z 1784 roku. Dworek ‘Zacisze’ to przykład rezydencji mieszczańskiej, charakteryzującej się oszczędnym detalem. Mimo to dworek jest bardzo urokliwy i miły dla oka. Wspólnie stwierdziliśmy, iż moglibyśmy w takim zamieszkać.
W drodze powrotnej wstępujemy jeszcze do parku miejskiego, który sprawia wrażenie małej żulerni, pełnej typów z plastikowymi kubeczkami i wiadomą zawartością. Widać, że oni też celebrują pierwszy wiosenny weekend na łonie natury :) Wracamy na rynek, odbieramy kurtki zostawione w miejscowym sklepie (dobry patent, żeby tego wszystkiego nie nośić:) i lecimy dalej. Do Antolki.
Wieś podobno swoją nazwę zawdzięcza imieniu żony miejscowego karczmarza. Przez wieś przebiega dawny Trakt Królewski z Krakowa do Warszawy a liczni podróżni zarówno odpoczynek jak i zacną strawę znajdowali w karczmie, którą prowadził wspomniany wyżej karczmarz. Początki karczmy sięgają XIX w. Podobnie jak dawniej, i dziś możemy tu znaleźć miejsce do złożenie głowy oraz strawę. Cały kompelks jest świetnie utrzymany i zachęca do skorzystania z oferty. My jednak po krótkiej sesji foto, wsiadamy na konia i gnamy dalej Królewskim Traktem.
Teraz już czas na główną atrakcję dnia – zamek w miejscowości Książ Wielki. Parkujemy u stóp zamku, tuż przy małych stawikach. Zrzucamy zbędne ciuchy i ruszamy schodami do góry. W 1582 roku Piotr Myszkowski podjął budowę nowej siedziby dla swego rodu. Projekt został powierzony zaproszonemu specialnie na tę okazję królewskiemu architektowi Santi Gucciemu. Gucci przy budowie zamku zastosował najlepsze wzory renesansowej architektury włoskiej. Prace ruszyły 3 lata później, w roku 1585 i trwały 10 lat. Obecnie bez przeszkód możemy podziwiać pracę Gucciego i cieszyć się swobodnym dojściem do zamku, w którym mieści się szkoła. Tu i tam możemy spotkać piękne kolorowe krokusy. Obchodzimy zamek, czytamy tablicę informacyjną, robimy zdjęcia i krótką przerwę. Można zdjąć moto buty i trochę przewentylować kopytka:) W międzyczasie podpływa do nas mieszkaniec stawiku – łabędź. Zorientował się, że niestety nic dla niego nie mamy i nas zostawił:)
Miło się siedzi, ale pomalutku trzeba by się zbierać w drogę powrotną. Mamy zaplanowaną jeszcze jedną atrakcję. Żegnamy zamek oraz łabędzia i mozolnym tempem zbieramy się w drogę powrotną. Teraz coś za czym nie przepadam. Musimy dotrzeć do malenkiej wsi, której nawet nie ma na mapie i odnaleźć w niej pałac. Przy wyjeździe pytam przechodnia o namiary. Mamy skręcić w prawo i zaraz będzie. Ok. Jedziemy, jest skręt w prawo, skręcamy i wypatrujemy tablicy Mianocice. Jedziemy, jedziemy a jej nie ma. Pojawia się jakaś wioseczka i zabudowania, potem następna a tablicy dalej nie ma. Miała być zaraz za zakrętem, więc coś nie tak. Stajemy przy jakimś gospodarstwie i pytamy starszej pani grabiącej siano. Mianocice są za nami, już je przejechaliśmy. Ehh, właśnie dlatego nie lubie jeździć po wsiach których nie znam :P. Wracamy, tablicy dalej nie ma żadnej, ale kątem oka wśród drzew odstrzegam pałac. Uff. Jesteśmy.
XIX-wieczny pałac otoczony pięknym 6,9 ha parkiem z resztkami starego drzewostanu wita nas zamkniętą bramą i kamerami. Obecnie mieści się tutaj dom pomocy społecznej. Calą sytuację ratuję fakt, że całośc otacza niewielki płot, więc można zobaczyć cały pałac zza ogrodzenia. Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Spacerek wzdłóż płotku i po chwili jestem już prawie na wyciągnięcie ręki od pałacu. Robię zdjęcia i można wracać do moto, które stoi pod bramą. W tym momencie jak na ironię losu, brama zdalnie się otwiera. Hmm…, albo nas dostrzegli w kamerach albo ktoś będzie wyjeżdżał. Jednak to drugie, z tym, iż ktoś przyjechał. Co prawda brama po jego wjeździe została otwarta i zachęca do wejścia, ale mam już zdjęcia i widziałem co chciałem.
No i niestety to już jest koniec. Powrotną drogę robimy całkiem sprawnie i dość szybko. Wiosna została przywitana a moto sobota kończy się z przebiegiem 224 kilometrów. Ku naszej uciesze, mamy jeszcze chwilę czasu i możemy skoczyć na spacer, już w cywilnych ciuchach :) A jak u Was wyglądał pierwszy wiosenny weekend? LwG!
Komentarze : 2
To koniecznie trzeba już ruszać, pogoda zachęca każdego dnia bardziej! Dzięki za miłe słowo:)
Wpis bardzo pozytywnie działający na duszę. Nie miałem jeszcze okazji ruszyć w tym roku na dwóch kołach, ale czytając czekam na tę chwilę z coraz większą niecierpliwością.
Archiwum
Kategorie
- Inne (4)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (34)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)