Najnowsze komentarze
KeepTalking do: #3 Przyszowice
Ciekawy opis, z dobrymi fotkami. "...
Jurajski_Zbycho do: Morze Czarne - część 1
Witam. Gratuluję wspaniałej wypra...
wilku 447: pojechałem dzisiaj - dr...
wilku447 do: Moto Tatry 2014
Jak będziecie w okolicach Zakopane...
Sztolnia uranowa, no proszę. Zawsz...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
<brak wpisów>

27.06.2013 11:14

#10 Weekendowe pół tysiąca

Cały tydzień upały a jak przyjdzie czas wyjazdu to musi padać deszcz, ach ta złośliwość natury:) Mimo wszystko wyjazd uważamy za bardzo udany a czego nie zrobiliśmy tym razem zrobimy następnym, co ma wisieć nie utonie:) Co tym razem było naszym udziałem? Zapraszamy do lektury!

Jednodniowe wycieczki są bardzo fajne ponieważ choć na chwilę pozwalają wyrwać się z za miasto, z dala od otaczającego nas zgiełku, pozwiedzać i zobaczyć coś nowego i ciekawego, ale o wiele lepsze są te kilkudniowe a już na pewno te pod namiotem. Tym razem zaplanowaliśmy 3 dniowy wypad do pięknego miasta – Sandomierza.

Dzień 1. Piątek 

Ruszamy po pracy, w tym tygodniu wypada to na godzinę 18. Plan na dziś prosty. Dojazd 250 km do Sandomierza i zainstalowanie się na campingu Browarnym. Optymistyczna wersja zakłada dojazd na ok. 22:00. Jedziemy. W Siewierzu skręcamy na drogę nr. 78, która poprowadzi nas aż do Chmielnika. Czar pryska przed Zawierciem. Korki, korki, straszne korki:). Powoli kulamy się poboczem, żeby choć troszkę przyspieszyć podróż. Temperatura płynu chłodzącego szybko osiąga 104 C i radośnie zaczyna  towarzyszyć nam dźwięk wentylatora chłodnicy:). Od tej pory przez sporą część trasy jest naszym kompanem. Mozolnie przeciskamy się do przodu a końca nie widać. Dopiero sporo za Zawierciem sytuacja się poprawia i można zapiąć biegi wyższe niż dwójka:). Dalsza część trasy jest już spokojniejsza. Ruch maleje a niebo spowiły granatowe chmury. Mamy nadzieję, że uda nam się uciec przed deszczem. W Staszowie okazuje się, iż droga na Osiek i dalej Sandomierz jest zamknięta i trzeba jechać o wiele dłuższym objazdem. Jest już przed 22:00 a niebo w oddali co chwilę rozdzierają błyskawice. Jak na złość nie ma żywej duszy żeby zapytać o drogę. Po chwili przejeżdżające auto zatrzymuje się koło nas i mamy już potrzebne informacje. Droga jest przejezdna, ale rozkopana i trzeba uważać. Szybka decyzja i jedziemy. Odcinek 22 km dłuży się strasznie a całość przypomina film grozy. Pusta, rozkopana droga w środku lasu, ciemno, brak kogokolwiek poza nami i niebo pełne błyskawic:). W końcu dojeżdżamy do miasteczka Osiek a tam wskakujemy na krajową 79 na Sandomierz. Chwila moment i jesteśmy. Na zegarku 22:30. Nie jest źle. Na campingu zapowiadaliśmy się na 22, mam nadzieję, że ktoś na nas czeka:). Lokalizujemy campa i stajemy przed recepcją. Po chwili wychodzi miły Pan i mówi, że wie kim jestem:) Poczułem się prawie jak gwiazda hollywood:P Zaczynamy się rozkładać a z nieba spadają krople deszczu… No to się nam udało:). Po chwili deszcz jednak zanika za to komary chcą nas zjeść żywcem. Szybki prysznic i do namiotu.

Dzień 2. Sobota  

Budzę się bardzo wcześnie, a jak na mnie to prawie w środku nocy. Patrzę na zegarek i oczom nie wierzę:) 5:30. Trzeba jeszcze trochę pospać. 6, 6:30, nie no wstaję bo i tak nie zasnę. Żonka śpi jak bóbr:). Poranna toaleta a potem zapoznanie się z okolicą na campie bo już jest jasno i coś widać. Camping bardzo fajnie, malowniczo położony u stóp starego miasta. Na terenie jest oczko wodne z altaną do grilla, wyposażona kuchnia oraz zabytkowy drewniany dworek w towarzystwie wielokolorowych róż. Bardzo ładnie. Chodzę i robię zdjęcia w nadziei, że Kurczak (żonka) zaraz się obudzi:). Obudziło się biedactwo na chwilę i znów zasnęło. No to pomyślałem, że pójdę już na zakupy. Obok campa jest Galeria Sandomierz a w niej Carrefour. Jest świeże pieczywo i wszystko inne czego potrzeba na poranne śniadanie. Dostaję smsa, że Kurczaki już obudzone:).

Słonko zaczyna już mocno grzać. Rozkładamy się na ławie i konsumujemy śniadanie.

Najedzeni przygotowujemy się do wymarszu na stare miasto a piwko trafia do campowej lodówki w celu schłodzenia i będzie oczekiwać naszego powrotu. Po poprzednim instruktażu wychodzimy furtką na tyłach campingu i po pokonaniu stromych schodów już jesteśmy na rynku oszczędzając sporo drogi. Tak oto dotarliśmy do miasta filmowego Ojca Mateusza:).

Wyposażeni w plan miasta zaczyna zwiedzanie wszystkich ciekawszych zabytków. Zaczyamy od budynku ratusza wzniesionego w 1349 r. a następnie rozbudowywanego.

Następny zabytek to gotycka Brama Opatowska z 2 połowy XIV w. Dalej oglądamy budynek obecnego Urzędu Miejskiego a dawnego klasztoru Dominikanów z XV-XVIII w. i docieramy do Igielnego Ucha, czyli furty miejskiej z XIV w. Jest to jedyna zachowana furta z dwóch jakie znajdowały się w murach miasta. Ostatnia duża atrakcja to Zamek Królewski. Budowla wzniesiona na skarpie wiślanej przez króla Kazimierza Wielkiego w XIV w. Tuż obok zamku znajdziemy bulwary Wisły. Można pospacerować oraz posiedzieć na ławeczce.

W taki oto sposób historyczną część naszego wyjazdu (w dużym skrócie) mamy już za sobą i resztę dnia możemy już beztrosko zagospodarować na tzw. nicnierobienie:). W drodze powrotnej do campingu oglądamy jeszcze mniejsze zabytki oraz trafiamy na motocyklową perełkę - MZ ES Trophy w stanie, można śmiało rzec salonowym:).

Już u siebie, postanawiamy trochę poleniuchować. Zaglądam do lodówki po małe co nieco a potem zalegamy na ławce. Polewamy się wodą aby ochłodzić ciała a jednocześnie mocniej się opalić. Tyle wrażeń już za nami a na zegarku raptem 13:). Powoli czas na jakiś obiad. Wybór padł na polecane nam już wczesniej pierogi o różnych nadzieniach. Zatem zbieramy się i w drogę raz jeszcze po kamiennych schodach pod górę. Słońce niemal parzy, dlatego uciekamy do cienia i chwilkę odpoczywamy pod ratuszem. Teraz czas na pierogi. Nasza pierogarnia zlokalizowana jest tuż obok Małego Rynku. Można wybierać spośród 30 rodzajów pierogów i każdy może być inny. Porcja 11 szt. kosztuje 12 zł. Pycha:) Naprawdę. Posileni wracamy na rynek a tam kolejna perełka – SHL M04, rocznik ’52.

Reszta dnia upływa nam na leniwym przesiadywaniu na rynku, jedzeniu lodów, małego spacerku na pizzę do pizzeri Mariano oraz opróżnianiu lodówki:) Po zmroku komary znów atakują i to mimo wcześniejszego wypsikania się środkiem mającym temu zapobiec. Trzeba zatem powoli wracać, jeszcze tylko prysznic i do namiotu. Zasypiamy niemal w momencie po dniu pełnym wrażeń.

Dzień 3. Niedziela 

Rano budzi nas słoneczko. Fakt ten bardzo nas ucieszył ponieważ zapowiadali na dziś pogorszenie pogody i deszcz. Jednak co ma wisieć nie utonie, więc wszystko jeszcze przed nami:). Czas opuszczać to miłe i sympatyczne miejsce. Zaczynamy pakowanie. Chwilę po nas zaczyna pakowanie również nasz sąsiad, który jedzie skuterkiem dookoła Polski (pozdrawiamy). Kiedy jesteśmy już gotowi i opuszczamy camping niebo przykrywają ciemne deszczowe chmury. Podjeżdżam jeszcze na stację, sprawdzam opony i tankuję paliwko na drogę powrotną. Żegnamy Sandomierz i kierujemy się do miejscowości Ujazd, gdzie znajduję się zamek Krzyżtopór. Ten zamek legendę chciałem zawsze odwiedzić, ale jakoś nie mogłem się do tego zabrać:). Wybudowany przez Krzysztofa Ossolińskiego w latach 1631-44 stał się największą siedzibą magnacką w Polsce i w Europie (do czasu wybudowania Wersalu). Powierzchnia zamku to 1,3 ha i 70 tyś m3 kubatury. Zamek był manifestacją bogactwa rodu Ossolińskich. Posiadał m.in. marmurowe żłoby dla koni oraz przeszklony sufit w jadalni, przez który można było obserować pływające ryby w wielkim akwarium. Stajnie oświetlał specialny układ luster a cały zamek posiadał centralne ogrzewanie. Architektonicznie nawiązywał do kalendarza: miał 4 baszty, 12 sal, 52 pokoje i 365 okien. Trudno uwierzyć, że w pełnej krasie istniał zaledwie 11 lat. Rok po wybudowaniu zamku Krzysztof zmarł na malarię a jego syn zginąl wkrótce w walce z Tatarami. Kolejni właściciele nie byli w stanie utrzymać tak potężnej i wspaniałem budowli. Wszystko to sprawiło, iż zaczęto uważać, że na zamek rzucona jest klątwa. Krzysztof ujawnił skłonności do astrologii i magii umieszczając nad wejściem w wieży bramnej hieroglif przypominający literę W. Zgodnie z księgą kabały, ma ona symbolizować wieczne trwanie tego miejsca.

Zwiedzanie zamku zostawiamy na następny raz ponieważ nasz plan przewiduje jeszcze wiele atrakcji. Niestety nie będzie dane nam ich zobaczyć ponieważ kawałek za Ujazdem zczyna kropić, potem padać aż w końcu lać. O sensowności zwiedzania w ulewie chyba nie ma co pisać:). Jedziemy tak w ulewie przez kolejne miejscowości aż do Jędrzejowa, gdzie przestaje padać.Teraz już tylko Zawiercie i Szczekociny, gdzie robimy przerwę na coś do zjedzenia:) (polecam 50 cm zapiekanaki chłopskie za 8 zł) :). Do macierzystego portu zawijamy o 14:20. Można chować żagle. Za nami 514 km i cała góra wrażeń.

Na koniec dla zainteresowanych namiar na Camping Browarny: ul. Żwirki i Wigury 1, Sandomierz oraz link. Naprawdę polecamy!

Komentarze : 6
2013-06-28 12:59:50 lips

Zamek/Pałac KrzyżTopór w Ujeździe, tak naprawdę nigdy ukończony nie został, a to co wybudowano miało niefart do kilku pożarów, itp.
Kolejni właściciele nie mieli środków, aby zamek dokończyć, a jak już byli na dobrej drodze, to wtedy klątwa zamku dopadała albo zamek albo właściciela.

2013-06-27 22:13:08 spinio

Ciężko przedstawić i prezentować miasto oraz jego zabytki w samych słowach:)

2013-06-27 21:57:18 EasyXJRider

Obrazki, obrazki, dużo obrazków... O, jest i trochę tekstu, a po nim jeszcze więcej obrazków. Ech...

2013-06-27 16:42:56 dekrafis

świetna wycieczka. aż mnie nakręciliście, żeby gdy tylko zrobi się jako taka pogoda ruszyć w znane i nieznane, oderwać się od otaczającej zwyczajności.
Fajne foty - szczególnie ta panorama z teleportującą się żonką wyszła extra :)

2013-06-27 14:14:10 spinio

No jakoś tak nas nie zachęciła:) Będzie na następny raz.

2013-06-27 12:31:49 travel

A podziemnej trasy turystycznej pod sandomierską starówką nie zaliczyliście ???

  • Dodaj komentarz